Był chleb najprostszy, czas na bardziej szalone składniki. Wkręciłam się w pieczenie chleba, w końcu świat się kończy (nareszcie!), więc fajnie być choć trochę samowystarczalnym (dobra, po prostu brzmi to lepiej, niż "mój brzuch jest już tak wielki, że nie chce mi się stać w kolejce do piekarni"). Jeszcze nie odważyłam się poddać próbie zakwasu, więc na razie nieśmiało bawię się z drożdżami. Chleb mimo bardziej skomplikowanych składników, niż w przypadku zwykłego pszennego, jest banalny. Serio. Bez rozczynu i innych alpejskich kombinacji. Wrzucacie wszystko do miski, zagniatacie, a potem niedowierzacie, że coś do czego była dodana mąka żytnia, było w stanie urosnąć. No i rąbiecie. Proste? Niesamowicie.
Składniki:
- 20 g drożdży
- łyżka miodu/syropu z agawy/klonowego
- 300 ml ciepłej wody (u mnie pól na pół z mlekiem sojowym)
- płaska łyżka soli
- 300 g mąki pszennej typ 750
- 250 g mąki żytniej pełnoziarnistej
- 1/4 szklanki oliwy
- 50 g suszonej żurawiny
- 50 g orzechów laskowych
Do roboty!
Drożdże kruszmy, dodajemy słód i ciepłą wodę/wodę z mlekiem, mieszamy. Dodajemy mąki, sól, oliwę, żurawinę i orzechy (nie kroiłam, po upieczeniu były miękkie, kroiły się razem z chlebem), porządnie zagniatamy (minimum 5 minut). Ciasto musi być gładkie i elastyczne. Odstawiamy w ciepłe miejsce na godzinę do wyrośnięcia (ja lubię to robić w piekarniku, ciasto rośnie wtedy jak szalone - rozgrzewam do 50 stopni, w tym czasie wyrabiam ciasto, piekarnik wyłączam i uchylam na kilka sekund i wkładam do niego ciasto). Po godzinie, kiedy ciasto podwoi objętość, przekładamy je do formy (u mnie to keksówka o długości 28 cm), wkładamy do piekarnika na środkową półkę na pół godziny. Po tym czasie, nie otwierając pieca, ustawiamy temperaturę na 180 stopni (włączyłam też termoobieg) i pieczemy przez 55 minut (od ustawienia temperatury, a nie od momentu, kiedy "zgaśnie lampka"). Po upieczeniu studzimy. Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz