Salami firmy Heirler
O ile w przypadku Mortadelli firmy Heirler moja opinia była pozytywna, tak tym razem nie będę piała z zachwytu. Cena ta sama, czyli 6 zł (również przecenione z 9 zł).
Zacznę od pierwszego wrażenia, które nie było najlepsze. Kolor z ostatniego zdjęcia nie jest przekłamany, salami naprawdę jest intensywnie czerwone. Osobiście nie znoszę barwionych produktów spożywczych. Odrzucają mnie wszelkiego rodzaju tęczowe torty (mimo, że wzór tęczy wielbię), zielone muffinki i różowe makaroniki. Sztuczne barwniki w spożywce bardzo mnie odrzucają i to nie tylko dlatego, że są niezdrowe. Takie jedzenie wygląda jak z plasteliny, mało apetycznie. To samo miałam w przypadku tej wędliny. Kolor wydał mi się podejrzany. W składzie znajdują się pomidory w proszku, najprawdopodobniej rażący kolor to ich zasługa. Co nie zmienia faktu, że salami wygląda jak maźnięte plakatówką.
Kolejną kwestią wartą omówienia jest oczywiście skład. I tak jak w przypadku Mortadelli, nie poraża prostotą. Salami nie jest wegańskie, zawiera białko jaja kurzego. Znowu pojawia się nieszczęsna glukoza i guma guar, która nie sprawi, że będziemy świecili w ciemności, za to możemy spędzić długie godziny w miejscu, gdzie nawet Król chodzi piechotą ;) Najgorszym składnikiem omawianej przeze mnie wędliny, jest olej palmowy. Salami zostało kupione przez Lubego, nie było mnie przy tym, a co za tym idzie nie miałam wpływu na jego decyzję. Kwestia oleju palmowego, a raczej jego pozyskiwania zdecydowanie zasługuje na osobny post. Krótko mówiąc, kupując produkt zawierający olej palmowy, przyczyniamy się do wycinania lasów deszczowych, wymierania orangutanów i zanieczyszczania środowiska. Tym razem ja też się do tego przyczyniłam, i jest mi z tego powodu okropnie. Pociesza mnie tylko fakt, że nie zrobiłam tego świadomie. Dołuje za to myśl, że jeśli miałabym przejrzeć skład wszystkich produktów, zarówno tych spożywczych jak i kosmetycznych, które mam w domu - okazałoby się, że olej ten jest składnikiem co najmniej połowy z tych rzeczy.
Jeśli chodzi o smak, to nie dorównuje omawianej przez mnie wcześniej Mortadelli. Salami jest po prostu... słodkie! Poza tym, "szału ni ma", a raczej nie "szału", a "przypraw", o których producent chyba zapomniał. W rezultacie szynka wylądowała na pizzy, w tym wydaniu była całkiem smaczna.
Konsystencja krucha, łamliwa. Podejrzewam, że wszystkie szynkopodobne produkty tej firmy zachowują się tak samo.
Podsumowując:
- smak - nie smakuje mi, za słodka i za słabo przyprawiona
- cena - promocyjna cena była bardzo przystępna
- konsystencja - krucha i łamliwa
- skład - trochę za długi, niewegański, zawiera olej palmowy
szkoda, że takie kiepskie:(
OdpowiedzUsuńNo nic, ja tam generalnie nie jestem fanką produktów mięsopodobnych, wegetarianizm i weganizm chyba nie na tym powinny polegać, żeby kotleta zastąpić imitacją kotleta. Choć możliwe, że dla osób absolutnie uzależnionych od mięsa, takie produkty mogą stanowić swego rodzaju pomoc w okresie przejściowym (żeby nie użyć słowa odwyku ;-)
OdpowiedzUsuńCzekałam na tego typu komentarz. Domyślam się, że dwie recenzje wege wędlin mogą sugerować, że zastępujemy mięso zwierzęce, imitacją mięsa. Nic z tych rzeczy. ;) traktujemy je jako ciekawostki warte spróbowania. Pojawiają się w naszym domu sporadycznie. Jeśli jednak się już pojawią, będę o nich pisala, ponieważ wiem, że są osoby, które używają substytutow mięsa i chętnie przeczytają o tego typu produktach (przynajmniej mam taką nadzieję :)
UsuńJa właśnie jestem w 100% za takimi rzeczami, a dlaczego? Proste, wiele przepisów wymaga od nas użycia mięsa, a tutaj to można łatwo obejść, dodatkowo sama szynka nie jest niczym złym, złe jest to, że jest robiona ze zwierząt.
UsuńDodatkowo nazwa szynka, jest tylko nazwą i niczym więcej. możemy to nazwać plastrami sojowymi, ale ładniej brzmi szynka. A mleko np owsiane? Tutaj też nie powinniśmy robić, ani kupować, bo jest to zamiennik mleka zwierzęcego.