Kategorie

czwartek, 6 sierpnia 2015

Recenzja produktu: Sojowy serek z ziołami Valsoia

Od ostatniej recenzji minęło sporo czasu. Przez moje poobgryzane łapki przewineło się mnóstwo ciekawych produktów. Wiele z nich chętnie rąbnełabym jeszcze raz, o innych wolę zapomnieć.  Wśród tych dziwactw, które siatkami przynosze do domu, znajdują się takie o których warto napisać. Część z nich chciałabym Wam polecić, a przed innymi ostrzec. Dlatego chciałabym wrócić do pisania recenzji spożywki. Dla jasności: to nie jest reklama, nikt mi za to nie płaci. ;) Wiem, że się powtarzam (dobra, brzmi to jakbym napisała z pińćset recenzji, a do tej pory pojawiły się... 3 ;D), ale taką mam potrzebę. Sama jestem uczulona na krypto(bardziej lub mniej)reklamy na blogach. 

Recenzja produktu: Sojowy serek z ziołami Valsoia


Sama nie wiem, czym jest produkt, który chciałam Wam dzisiaj przybliżyć. W sklepie, obok ceny było napisane: pasta kanapkowa. Zdjęcie na opakowaniu przedstawia serkopodobne smarowidło, dlatego byłam pewna, że w sklepowa nazwę wkradł się mały chochlik. Po powrocie do domu, wygooglowałam sobie to cudo. I co? Kremowa pasta kanapkowa. Kremowa jest na pewno. Ale pasta? Nie zgadzam się. Dla mnie jest to serek. Wegański serek, który bije na głowę jego niewegańskie odpowiedniki. 
Dorwałam go w ostrowskim E.leclerc'u. Swoją drogą, to chyba najlepiej zaopatrzony market. Mnóstwo produktów bezglutenowych, kilka półek roślinnych smarowideł, wegański nabiał, mięcho z Polsoi, o eko produktach nie wspominając. ;) Podoba mi się to, że nie ograniczają się do jednej marki. W innych marketach miejsce na "zdrowej półce" grzeją przeważnie: Schar, Alpro, Orico i Sante. W E.leclercu widziałam marki o których istnieniu nie miałam pojęcia, za co daję duży plus. ;) No i agar! W żadnych innym nie-eko-sklepie nie widziałam agaru. Zazwyczaj jeżdże tam właśnie po niego. No... i po eko chrupki-dinozaury (na pewno o nich napisze, są wspaniałe!), ciastka bez cukru, owsiane batony, pasztet pomidorowy i tanią szynkę ;) Z dniem dzisiejszym do listy mogę spokojnie dopisać serko-pastę sojową. ;)



Cena - 5,79 zł. Przyznam, że biorąc go ze sklepowej lodówki, chwilę się zawahałam. 5,79 zł za 125 g smarowidła? Sporo. Sporo jak za zwykły serek. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę to, że jest wegański, zrobiony z niemodyfikowanej soi, nie zawiera oleju palmowego - cena przestaje straszyć. W swojej wege "karierze" naoglądałam się już sporo produktów, których cena była nieadekwatna do zawartości opakowania. Zauważyłam też, że eko/wege/zdrowszy towar jest droższy "dla zasady". Potrafi osiągać niebotyczne kwoty, tylko dlatego, że na opakowaniu napisano "bio", "gluten-free" lub "vegetarian friendly". Dlatego w ostatecznych rozrachunku stwierdziłam, że to nie jest wysoka kwota. Są droższe. 



Skład jest dosyć długi, jednak wszystko w nim chce nas zabić. ;) Na pierwszym miejscu - fermentowana soja. Zaczyna się wspaniale. Białko z fermentowanej soi trawi się o wiele łatwiej, ponieważ już raz zostało strawione - przez bakterie. Przeżarta przez bakterie soja stabilizuje poziom cukru we krwi, ma wspaniały wpływ na nasze kości i pracęe serca. Dlatego soja w tym wydaniu jest o wiele zdrowsza, a składniki odżywcze, które zawiera są łatwiej przyswajane. Kolejnym punktem na liście są oleje: kokosowy i słonecznikowy. Ogromnym plusem jest to, że serek nie zawiera oleju palmowego, który jest wpychany prawie wszędzie. A zdrowych tłuszczy nie należy się bać. :) Nie bójcie się też kosmicznie brzmiącego karagenu i alginianu potasu. Pod straszną nazwą rodem z laboratorium Dextera kryją się... glony. ;) Rozmaryn, tymianek, czosnek, bazylia, majeranek, czujecie jak pachnie? ;) No i... cukier. Sytuację ratuje fakt, że znajduje się on na jednym z ostatnich miejsc w składzie. Czyli nie jest go aż tak dużo jak np. w lizaku. Jednak jest. Mimo, że nie używam go w swojej kuchni to tym razem przymknełam oko na jego udział. Fermentowana soja wygrała. ;)




Pierwsze wrażenie: wygląda jak typowy niewegański serek. Nawet pachnie tak samo. Jest idealnie tłusty. Nie za bardzo, jest niesamowcie delikatny i lekki, ale nie wchłania się w kanapkę, tak jak niektóre mleczne sery do smarowania. Zostawia idealną, cienką warstwę. Rozsmarowuje się wspaniale. Konsystencja przypominała mi miękkie masło. No, może jest trochę delikatniejsza i lżejsza. Jakby napowietrzone (?). Aż wierzyć mi się nie chce, że zawartość opakowania waży 125 g. Według mnie waga waha się między 0, a 0,1 g. Dziwię się, że ten serek nie uniósł się w powietrze. Jest lekki jak piórko. ;D Cudo! Następnym razem kupię wersję naturalną. Jeśli będzie miała neutralny smak z powodzeniem zastąpi mi masło. A skoro o smaku mowa, serek jest po prostu ziołowy. Ni mniej, ni więcej. Co istotne: nie czuć soi, tylko zioła. Jest bardzo smaczny, trochę lepszy od niewegańskich ziołowych serków. Jednak konsystencją bije je na głowę. W dodatku rozpływa się w ustach. Zakochałam się, na pewno kupię go jeszcze nieraz. I Wam goraco go polecam. Jeśli znajdziecie go w Waszym sklepie, nie wahajcie się. Naprawdę warto. W ostrowskim E.leclerc'u widziałam jeszcze dwie wersje smakowe: naturalną i gruszkową. Na naturalną na pewno się skuszę, z kolei gruszkowa kompletnie mnie odrzuca. Nie odważę się jej kupić.  




Podsumowując:

  • smak - nie czuć soi, jest intensywnie ziołowy, pyszny
  • cena - przystępna (jak na wegański rpodukt)
  • konsystencja - najlepsza z jaką miałam do czynienia; serek jest delikatny, idealnie tłusty, łatwo się rozsmarowuje
  • skład - wegański; kilka rzeczy chętnie bym wykreśliła, jednak tragedii nie ma; fermentowana niemodyfikowana soja i brak oleju palmowego rekompensuje obecność małych paskudztw




6 komentarzy:

  1. jadłam naturalny i w smaku nie zachwyca, ale jest fajną bazą po górę warzyw na moich kromkach - kanapki przynajmniej nie są zbyt suche :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam te same odczucia - sam w sobie raczej średni, ale na kanapkę pod warzywa albo owoce się sprawdza. Muszę spróbować ziołowego :)

      Usuń
  2. szukam szukam i znaleźć nie mogę, teraz jak napisałaś o Leclercu, mimo że mam go na końcu miasta to chyba się przejadę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja ich nigdzie nie mogę znaleźć :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Produktów Valsoia (bądź co bądź włoska firma) używam od dawna i jestem naprawdę zadowolona. Polecam również lody !

    OdpowiedzUsuń
  5. Też jadłam tylko naturalny i nie ma szału, jako baza pod warzywa na kanapkę jest ok. Bardziej zachwycił mnie Violife "ser wegański naturalny do smarowania" (200g za ok 9 zł) - jest lekko słonawy i skojarzył mi się bardziej z serkiem Almette :)

    OdpowiedzUsuń