Kategorie

sobota, 16 sierpnia 2014

Sos barbecue

Pogoda pokrzyżowała nasze weekendowe plany. Nie będziemy smażyć dupci na słońcu, ani oswajać Małeckiej z jej pierwszymi festiwalami. Chyba pierwszy raz w życiu nie cieszyłam się z burzy. Trzymamy kciuki za jutrzejsza pogodę! A tymczasem... najostrzejszy sos BBQ jaki kiedykolwiek jadłam. No dobra, jadłam go tylko raz w życiu, nie smakował mi, ale nie był taki ostry. Na zrobienie własnego sosu barbecue czaiłam się od kiedy spróbowałam od Lubego chipsów BBQ z Tesco. Tak jak nie przepadam za chipsami, w tych się zakochałam. Nasz związek jednak nie ma przyszłości, bo chipsy jak wiadomo to syf jakich mało (a może właśnie wiele?). Dlatego postanowiłam, że sama zrobię ten sos, licząc na to, że będzie tak samo dobry jak cziperki. Oczywiście sprawę olałam, Luby kilka razy napomnkął, że zawsze jak obiecuję zrobić mu coś co lubi, to potem o tym zapominam i robię setne babeczki. Trochę racji w tym jest, dlatego postanowiłam, że chociaż tę obietnicę postaram się spełnić. Z racji tego, że z sosem BBQ mam tyle wspólnego co z budową mostów, nie wiedziałam co z czym, kiedy i jak długo. Szczerze mówiąc, nie miałam nawet pojęcia co wchodzi w jego skład. Postanowiłam wspomóc się przepisem z popularnej Jadłonomii. Zawiodłam się, sos jest piekielnie ostry. Proponuję dodać tylko połowę papryczki chilli, jedna to zdecydowanie za dużo. 

Sos barbecue


Składniki:
  • 1 świeża papryczka chilli (proponuję dodać 1/2, a później ewentualnie dodać druga połowę, po posmakowaniu)
  • 1 główka czosnku
  • 5 świeżych śliwek (w oryginale - 10 suszonych, nie mogłam ich jednak znaleźć, ponieważ w spiżarni jest całkiem porządny burdellos, dlatego użyłam świeżych, z ogródka :)
  • 5 kulek ziela angielskiego
  • 5 liści laurowych
  • 5 goździków
  • 2 łyżeczki suszonego imbiru
  • 2-3 łyżki ksylitolu
  • 2 łyżeczki papryki wędzonej
  • 1,5 szklanki soku jabłkowego 100%
  • 1/2 szklanki keczupu łagodnego
  • 1/2 szklanki wody
  • 1 łyżka octu balsamicznego
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • 2 łyżki musztardy
  • sól pieprz



Do roboty!

Ziele angielskie, goździki i liście laurowe mielimy w młynku do kawy lub rozcieramy w moździerzu. Ja użyłam młynka, zmieliłam je z łyżeczką soli, dzięki temu powstał fajny, aromatyczny puder, bez suchych kawałków przypraw. Proszek przesypujemy do wąskiego naczynia, dodajemy papryczkę, obrany czosnek, śliwki i imbir. Całość blendujemy, nie próbujemy! Serio, nie polecam próbować, nie mogłam się powstrzymać, wsadziłam do papki swoje ciekawskie paluchy, a potem ratowałam się czym popadnie. Wypala przełyk ;) W garnku lub na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek, wrzucamy pastę, smażymy ok 3 minut, po czym dodajemy ksylitol i wędzoną paprykę. Po kolejnych dwóch minutach smażenia, dodajemy resztę składników. Gotujemy ok. 20 minut, do zgęstnienia. Przelewamy do słoików (u mnie dwa). W lodówce trzymamy do 14 dni. Smacznego!




1 komentarz:

  1. Czasami tak bywa, że pogoda płata figle. Ja o nią teraz też się zamartwiam piekielnie bo za tydzień wyjeżdżam! :/
    Barbecue nigdy nie jadłam i jakoś nie ciągnie mnie do tych smaków ;)

    OdpowiedzUsuń